1972-77 Paszporty i podróże z PRL

Podróżowanie i żeglowanie zawsze było moim hobby. W okresie ponad 45 lat odwiedziłem 101 krajów na świecie. Odwiedzone-kraje

Na tej stronie przedstawiam przegląd moich ciekawszych podróży, od pierwszych wyjazdów zagraniczne w okresie studiów na Politechnice Warszawskiej, aż do wyjazdu z Polski na stałe w roku 1977. Z wielu moich podroży są też filmy, które można oglądać na  YouTube .

Ci, którzy pamiętają czasy PRL i poznali moje podróże, zwykle zadają mi pytania:

1) Jak to było możliwe, że taki „studencik” mógł odwiedzić prawie 40 krajów z niebieskim, to znaczy prywatnym paszportem PRL? W tamtych czasach samo uzyskanie paszportu i możliwości wyjazdu z Polski było dla wielu osób nie możliwe.

2) Skąd miałem potrzebne fundusze na takie podróżowanie? Nie były to wyjazdy służbowe, nie pochodziłem z rodziny prominentów PRL, nie należałem do partii politycznej PZPR. Nigdy nie byłem współpracownikiem służby bezpieczeństwa. Wszystkie potrzebne fundusze na moje podróże zdobywałem własnymi sposobami, bez żadnych sponsorów.

Żeby odpowiedzieć na te pytania trzeba, chociaż częściowo przybliżyć sytuacje społeczno-polityczną w Polsce w latach, kiedy podróżowałem. Muszę zwrócić uwagę, że wszystko, co piszę poniżej dotyczy lat: 1972 – 1977.

Wielokrotnie rozmawiałem z różnymi osobami, które podróżowały i argumentowały, że było inaczej niż ja piszę, np. były inne dokumenty podróży, sprawy formalne, wizy itp. Niewątpliwie mają oni racje, ale dotyczy to ich podróży w innym okresie, wcześniejszym np. w czasach stalinowskich lub późniejszym np. lata osiemdziesiąte, kiedy to w okresie „Pieriestrojki” i   „Solidarności” bardzo zmieniło się

Żeby móc podróżować, potrzebny był paszport. Współczesnemu czytelnikowi wydaje się, że posiadanie paszportu jest normalne i oczywiste. Taki dokument trzyma się w domu i kiedy chce się wyjechać za granicę to po prostu jedzie się. Niestety w komunistycznej Polsce, lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia nie było to normalne.

  1. Paszporty:

Wydawanie paszportów, czyli zgody na wyjazdy zagraniczne było jednym z elementów terroru i szantażu władzy komunistycznej. Komuna pilnowała swoich obywateli i kontrolowała ich prawie na każdym kroku.

W okresie panowania komuny w Polsce były różne okresy i ograniczania swobód obywatelskich. Moja młodość i czasy studenckie szczęśliwie były w okresie rozluźnienia politycznego i nowej polityki Edwarda Gierka po roku 1970. Czasy stalinowskie dawno skończyły się a Gierek otworzył w pewnym sensie okno na świat.

Wystarczyło tylko nie być „podpadniętym” to znaczy nie mieszać się w żadne sprawy polityczne, oficjalne np. przynależność do PZPR, albo opozycyjne i nie mieć historii wydłużonych poprzednich pobytów za granicą. To dotyczyło również najbliższych członków rodziny. W tym okresie posiadanie rodziny za granicą nie było już utrudnieniem uzyskania paszportu. Większym utrudnieniem było pracowanie w instytucjach, które np. miały związek z wojskiem. Niestety to była większość ówczesnych fabryk i zakładów przemysłowych.

W okresie, kiedy ja wyjeżdżałem z Polski (1972-77) było kilka, (można powiedzieć „dziwolągów” wymyślanych przez władze PRL), dokumentów podróży w zależności od odwiedzanych krajów:

1) Dowód Osobisty z pieczątką uprawniającą do przekraczania granicy NRD, czyli Niemiec Wschodnich.

Wkladka Paszportowa 1

2) Wkładka Paszportowa do Dowodu Osobistego na wyjazdy do „Krajów Demokracji Ludowej” tzw.: ”Demoludy”, czyli europejskie państwa bloku sowieckiego. (Wkładka trzymana była w domu)

Wkladka Paszportowa 2Każdy wyjazd z PRL na podstawie Wkładki Paszportowej podlegał opłacie 300 zł. w postaci znaczków skarbowych wklejanych do tej wkładki.

Wkladka Paszportowa 3Każde przekroczenie granicy było stemplowane. Dotyczyło to wyjazdu i powrotu do PRL oraz wszystkich odwiedzanych państw. Przy moich częstych podróżach bardzo szybko wypełniały się kolejne strony Wkladki Paszportowej.

3) Rozszerzona Wkładka Paszportowa na wyjazdy do Jugosławii. (Podobnie jak powyżej). Do wydania takiej wkładki trzeba było mieć zaproszenie od jakiejś osoby lub instytucji z Jugosławi lub uczestniczyć w grupowym wyjeździe. Ja osobiście nigdy nie załatwiałem takiej wkładki, bo praktycznie łatwiej było mi załatwić paszport. W Jugosławi byłem tylko raz w porcie Split, to jest obecnej Chorwacji.

4) Paszport Prywatny z prawem jednokrotnego przekroczenia granicy i powrotu, na wyjazdy do wszystkich krajów Europejskich. Odbierając paszport z biura Komendy Milicji Obywatelskiej trzeba było zostawić do depozytu Dowód Osobisty.

Paszport PRL 1Każdy wyjazd z PRL poza kraje bloku wschodniego podlegał opłacie 2000 złotych w postaci znaczków skarbowych wklejonych do paszportu. Dla porównania dodam, że po skończeniu Politechniki, jako młody inżynier zarabiałem na początek 2100 zł. a po stażu 3100 zł. Adnotacje o wymianie walut również były stemplowane w paszporcie.

5) Paszport prywatny na wyjazdy do wszystkich krajów świata. (Podobnie jak powyżej).

Oprócz dokumentów wymienionych powyżej oczywiście były różnego typu paszporty służbowe, dyplomatyczne, jednokrotne, wielokrotne, książeczki żeglarskie, „Paszport Konsularny”, który nie miał nic wspólnego z pracą dyplomatyczną, tylko był to dokument podróży obywatela PRL stale  zamieszkałego poza Polską (za zgodą władz PRL).

W latach 1972-77, żeby otrzymać paszport na wyjazdy zagraniczne można było na przykład, oficjalnie wystąpić o przydział 130 dolarów USA (po oficjalnej, nie czarnorynkowej wymianie), albo posiadać w banku konto walutowe tzw. „A” na które pieniądze wpłynęły z zagranicy, lub zostały przywiezione np. po wakacyjnej pracy na zachodzie. Oczywiście była też możliwość zaproszenia od rodziny lub znajomych z kraju, jak wtedy mówiono, kapitalistycznego. Właśnie z tej drogi skorzystałem na początek. Moja ciocia zaprosiła mnie do Montrealu w roku 1972. Byłem tam tylko 6 tygodni, ale wystarczyło to, żeby przywieść trochę dolarów i wpłacić na konto walutowe „A”

Mając potwierdzenie środków finansowych (wspomniane minimum 130 dolarów USA) można było wypełnić podanie o wydanie paszportu („Wniosek Paszportowy”), potwierdzony przez zakład pracy, że osoba posiada urlop na czas wyjazdu. Oczywiście prawie każdy „kadrowiec”, podpisujący taki „Wniosek Paszportowy”, czyli urzędnik zajmujący się sprawami pracowniczymi w większym zakładzie pracy, był zwykle „UB-kiem”: Tajnym Współpracownikiem SB (TW z pseudonimem) lub przynajmniej współpracującym ze służbami bezpieczeństwa.

Studenci mieli ułatwienie, ponieważ posiadali więcej wakacji a władze starały się na kredyt rozpieszczać młodzież w nadziei, że w przyszłości będą służyć systemowi. Ogólnie mówiąc studenci byli w centrum zainteresowania władzy i jednocześnie rozpieszczani przez nią. Niestety późniejsza historia Polski pokazała, że jednak pomimo tego system rozsypał się.

Do „Wniosku Paszportowego”, trzeba było dołączyć „promesę wizy” z docelowego kraju podróży. W okresie, kiedy ja podróżowałem, tylko do Austrii i Finlandii a później i do Szwecji wizy nie były wymagane i tylko potwierdzenie posiadania wspomnianej waluty.

Problemem było uzyskanie paszportu na wszystkie kraje świata, bo bez zaproszenia np. rodziny, kraje pozaeuropejskie zwykle nie dawały pisemnej „promesy wizy”, albo wymagały dużo większego zabezpieczenia finansowego niż wspomniane 130 dolarów USA. Problem był z pierwszą wizą pozaeuropejską, ale jeżeli miało się już paszport to zwykle nie było już kłopotów z uzyskaniem przynajmniej wizy tranzytowej.

W tym celu odwiedziłem prawie wszystkie konsulaty w Warszawie, państw znajdujących się w pobliżu Europy. Okazało się, że konsulat tunezyjski dawał takie „promesy” bez żadnych dodatkowych pytań.

Mając potwierdzenie z konta dewizowego, promesę wizy do Tunezji i „Wniosek Paszportowy” podpisany przez uczelnie, nie miałem problemu z uzyskaniem paszportu na wszystkie kraje świata na moje wakacje studenckie.

Paszport PRL 3 wizyNa przykład w ostatnim roku moich podróży z Polski, mając paszport na wszystkie kraje świata, bo jak zwykle jechałem niby do Tunezji, konsulat meksykański dał mi wizę bez żadnych dodatkowych pytań. Następnego dnia w Konsulacie USA, nie mając żadnego sponsora z Ameryki, trochę musiałem pogłówkować, jaką historyjkę opowiedzieć. W rezultacie dostałem wizę pobytową dwukrotną na przejazd do Meksyku. W tym samym momencie, dużo osób z zaproszeniami od rodzin, dostawało odmowy. Prawdopodobnie duże znaczenie w decyzji pracownika konsulatu, była długa lista krajów, które wcześniej odwiedziłem. W ten sposób przyleciałem do USA, gdzie rozpoczęła się moja droga emigracyjna. Do Tunezji, która niby była moim krajem docelowym nigdy nie dotarłem, ale na wszelki wypadek kilka dni później załatwiłem wizę, żeby nie mieć klopotów przy wyjeździe z Polski.

Pasport PRL wykazd

19 listopada 1977 roku wyjechałem z PRL. Na dodatkowej kartce ewidencyjnej do paszportu postemplowano mi tylko wyjazd i już nigdy nie wrócilem z tym PRL-owskim paszportem. Dopiero po 13 latach po rozpadzie PRL, pierwszy raz odwiedziłem Polskę, ale już z paszportem kanadyjskim. 

Paszport PRL 35Zanim dotarłem na kontynent amerykański przekroczylem bardzo dużo granic. Tak dużo, że prawie zabraklo mi miejsca na liczne wizy i pieczątki graniczne.

  1. Fundusze na podróże:

Drugie najczęściej zadawane mi pytania dotyczące moich podróży z PRL, to środki finansowe, bo nie były to wyjazdy służbowe, albo sponsorowane przez kogoś z zagranicy. Rejsy żeglarskie to oddzielna sprawa wymagająca oddzielnego opracowania.

W tamtych czasach dużo ludzi mówiło, że: „nie stać ich na podróże po Polsce i muszą jeździć za granicę”. Takie były realia w PRL na pewno nie zrozumiałe dla nowszych pokoleń.

Nasi rodacy najczęściej jeździli do pobliskich państw „Demoludów” (Węgry, Bułgaria, i NRD). Zajmowali się wymianą towarową, bo we wszystkich „Demoludach” czegoś brakowało i dawało to możliwości uzyskiwania dochodów nie tylko na podróżowanie. Było to bardzo powszechne i władze przymykały na to oczy, bo wyrównywało to regionalnie niedobory rynkowe.

Oczywiście, tam gdzie jeździło bardzo dużo Polaków, możliwości te były mniejsze, bo zbyt duża konkurencja. Dlatego ja wypatrzyłem inne kierunki, przede wszystkim największy „Demolud”, czyli ZSRR, gdzie ze względu na jego wielkość były też największe możliwości.

Problemem wjazdu do tego kraju nie był paszport, bo wystarczyła wspomniana powyżej wkładka paszportowa do Dowodu Osobistego, natomiast były inne wymagania: np. udział w zorganizowanej grupowej wycieczce, wykupienie tzw. „voucherów”, czyli rezerwacja hotelu, albo zaproszenie do odwiedzenia rodziny itp. Można to było ominąć w bardzo prosty sposób, przez tak zwany tranzyt. Np. bilet kolejowy do Bukaresztu przez Lwów. We Lwowie można było zatrzymać się na jeden dzień. W tym czasie załatwić wymianę towatową i następnego dnia pojechać dalej do Rumunii. Było to dość popularne i Sowieccy celnicy bardzo na to zwracali uwagę.

Najważniejsze, co trzeba tutaj dodać, że za nadmiar towarów, (oczywiście w rozsądnych granicach), przewożonych przez granicę ZSRR, (mówiąc po imieniu „przemyt”) nie było żadnych kar. Jedynie konfiskowano kwestionowane artykuły, albo zatrzymywano do depozytu, który można było odebrać przy powrocie. Dlatego bezpiecznie i bez specjalnego ryzyka można było to robić.

Mając paszport na wszystkie kraje Europy była następna, bardzo dobra możliwość tzw. tranzyt do Helsinek. Dla obywateli PRL nie była wymagana wiza do Finlandii. Nie było bezpośredniego pociągu z Polski do Helsinek i trzeba było przesiadać się w Leningradzie (obecnie Petersburg), co dawało bardzo dobre możliwości wymiany towarowej. Tranzyt przez Leningrad był dla mnie najczęściej stosowaną trasą. W ciagu tych kilku lat wielokrotnie odwiedziłem to miasto. Kilka razy popłynalem promem dalej do Sztokholmu.

Zawsze interesowałem się geografią, bo podróże to moje hobby i nie trudno było wydedukować, że mając paszport na wszystkie kraje świata rozszerzały się możliwości. W ten sposób rozpędziłem się tranzytem przez ZSRR na Daleki Wschód do Nachodki i dalej sowieckim statkiem do Hong Kongu z odwiedzeniem Japonii.

Podróże sowieckimi statkami to następny duży temat. W systemie państw bloku sowieckiego ceny zwykle nie odpowiadały wartości produktu lub usług. Na przykład cena tygodniowego rejsu w klasie ekonomicznej (jedno miejsce w kabinie czteroosobowej) zwykle była ustalona na 100 Rubli za tydzień. Było to praktycznie niezależne od rejonu żeglugi i statku. W ten sposób pływałem po Morzu Czarnym, Śródziemnym i Pacyfiku w rejsie do Hong Kongu.

Dla przykładu dodam, że 100 Rubli było bardzo dobrą miesieczną płacą obywatela sowieckiego. Dla mnie było odpowiednikiem na przyklad 2-3 par spodni jeans kupionych w Polsce na bazarze, albo w sklepie walutowym po 5 dolarów i sprzedanych w ZSRR. Czym dalej od Moskwy, gdzie docierało najwięcej wycieczek z Polski, cena sprzedaży była lepsza.

Oddzielny temat to kuriozalny system wymiany walut, ich wywozu i przywozu do PRL. Wszystko to podlegało dużym ograniczeniom.

Ksiazeczka Walutowa 1Książeczka Walutowa była dokumentem, gdzie odnotowywano wszystkie tranzakcje obrotu walutami państw „demoludów”.

Ksiazeczka Walutowa 2Samo posiadanie takiej książeczki kosztowalo roczną opłatę 300 złotych. Koszt wymiany to następna sprawa, co było bardzo skrupulatnie wpisywane do tej książeczki.

Waluty

Wymiana walut państw „demoludów” podlegała ograniczeniom i okresowym przydziałom, ale nie wszystkie waluty można było otrzymać w gotówce. Otrzymywało się kupony, które uprawniały do wymiany złotówek na lokalną walutę w danym kraju.

Wymiana walut państw zachodnich była bardziej ograniczona i obowiazywały różne przeliczniki. Oficjalny kurs wymiany był dwadziescia kilka dolarów USA, ale przy wymianie przydziału płaciło się okolo 60 zł za dolara. Na czarnym rynku dolar kosztował wtedy trochę ponad 100 zł. Wywóz tych walut z PRL był prosty, pod warunkiem, że były  one oficjalnie wymienione na podstawie wspomnianych przydziałów, albo miało się udokumentowanie, że były przywiezione z zagranicy i wpłacone do banku na tzw. konto dewizowe „A” (pisałem o tym powyżej). W takiej sytuacji wystarczyło mieć zaświadczenie z banku walutowego i można było wywieść dowolną sumę. Nielegalny wywóz podlegał konfiskacie i wysokiej karze finansowej. 

Na zakończenie dodam, że podczas moich podróży spotykałem bardzo dużo Polaków podróżujących podobnie jak ja. Często wymienialiśmy swoje doświadczenia, co dawało większe możliwości. Pomimo, że nie było wtedy Internetu i Facebooka, ale potrzebne informacje można było znaleść i wykorzystywać dla własnych inwencji.

Na tej stronie w różnych miejscach i przy różnych podróżach, więcej piszę na te powyższe tematy, dlatego zachęcam do odwiedzania i nawigowania różnych wpisów.

1972-1975  Rejsy statkami pasażerskimi

1976.10  Rejs do Leningradu m/s Stefan Batory

1977-78  Daleki wschód: Japonia, Hong-Kong

1977 Rejsy Polskimi jachtamiRejsy polskimi jachtami do roku 1977